Wiele
by można mówić o Januszu Kołodzieju. Bo choć zawodnik ten mierzy
pewnie niecałe 170 centymetrów wzrostu to jego miłość do
speedway'a przewyższa wszystko. Koldi to doskonały przykład tego,
jak wiele można osiągnąć ciężką pracą. Miał duży talent,
wraz z Marcinem Rempałą w „złotych latach” Jaskółek
stanowili świetną juniorską parę Unii Tarnów, szlifowaną przez
samych mistrzów – Golloba i Richardsona. Nie da się porównać
tego, dokąd zaszedł Kołodziej, a gdzie jest teraz jego kolega z
pary, mimo że obaj pokazali duży talent.
Kołodziej
nie zdobył wszystkiego, co tylko jest w żużlu do zdobycia, nie
jeździ w Grand Prix, na arenie międzynarodowej nie poszło mu aż
tak dobrze. Nie można jednak narzekać na kogoś, kto oddaje się
temu, co robi w stu procentach, drużynę stawia na pierwszym
miejscu. Jest wzorem do naśladowania dla swoich uczniów przede
wszystkim za to, jakim jest człowiekiem. Zaczął szkolić młodzież
z własnej inicjatywy i świetnie pogodził to ze swoją żużlową
karierą. Zawsze skory do pomocy swoim wychowankom, zdobył w
minionym sezonie Mistrzostwo Polski wraz z drużyną Unii Leszno,
będąc jednym z „ojców” tego sukcesu. Przed nim kolejny sezon z
bykiem na piersi, drugi rok z rzędu, a łącznie czwarty w zespole z
Wielkopolski.
„Życie
to jazda” jak powiedział świętej pamięci Robert Dados. I życie
Janusza to ciągła jazda w lewo. Sam dużo czasu poświęca na
udoskonalanie swoich motocykli, tego też uczy swoich następców. Za
co można go tak cenić? Za widowiskową jazdę? Na pewno też.
Janusz to klasa sama w sobie. Wielki wzór do naśladowania – na
torze i w życiu.
zdjęcia: Jarek Pabijan i Roman Biliński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz